• Pani Schindler, wdowa po niemieckim przemysłowcu uwiecznionym w filmie "Lista Schindlera", została wyróżniona przez argentyński rząd za swój udział w ratowaniu Żydów z polskich obozów koncentracyjnych (australijskie radio ABC, 1999)
  • Moja babcia zginęła, a ciotka ledwo uszła z życiem w polskim obozie koncentracyjnym (Michael Howard, przywódca brytyjskich konserwatystów, 2004)
  • Papież pochodzący z kraju, który wymyślił Auschwitz (belgijski "Le Soir Illustre", 2000)
  • Film "Pianista" (...) o muzyku, który przeżył w nazistowskiej Polsce, został nagrodzony na festiwalu w Cannes ("The Australian", 2002)
  • W Polsce nie ma Żydów, ponieważ wszyscy zostali zabici przez Polaków. Obozy koncentracyjne, a były to polskie obozy koncentracyjne, były obsługiwane przez Polaków. Hitler nie musiał zabijać Żydów w Polsce, bo zrobili to za niego Polacy. To Polacy, i tylko Polacy, są winni eksterminacji Żydów (Howard Stern, znany amerykański dziennikarz talk-show, 1998).
  • Pod koniec lat 90. Radkowi Sikorskiemu udało się jednak zmusić Amerykanów do przeproszenia za antypolskie sformułowania, a w MSZ powstał wówczas specjalny katalog antypolonizmów. Po interwencji Sikorskiego Ted Turner, założyciel CNN, przeprosił Polskę za naśmiewanie się z papieża i opowiedzenie prymitywnego antypolskiego dowcipu.
    • ...Turner has a long history of making anti-Catholic and anti-papal insults. On February 16, 1999 Ted Turner made anti-Catholic and anti-Polish remarks before the National Family Planning and Reproductive Health Association in Washington, D.C. that were obviously meant as an insult to the late Pope John Paul II. He ridiculed the Ten Commandments saying, "they're a little out of date." He said, "If you're only going to have 10 rules, I don't know if prohibiting adultery should be one of them." He then directly mocked the Pope when asked to comment what he would say if he met the Pope. Turner lifted his leg and said, "Ever seen a Polish mine detector?" In a reference to John Paul's defence of traditional morality, he said the Pope should "get with it. Welcome to the 20th century."...
    • http://www.lifesite.net/ldn/2005/apr/05042107.html
  • Z kolei amerykańska dziennikarka Leslie Stahl usunęła ze swojej książki zdanie: "W latach 40. Polacy (z pomocą udzieloną im przez zaprzyjaźnionych sąsiadów, Niemców) wymordowali swą tradycyjną klasę kupiecko-przedsiębiorczą, Żydów".
    • Reporting Live
  • Wszystkie granice przyzwoitości przekroczył niedawno znany norweski dziennikarz Hans Wilhelm Steinfeld. W artykule "Nienawiść do Żydów, czarna karta polskiej historii" napisał on między innymi, że we Lwowie działają "polscy naziści", a marszałek Piłsudski był faszystowskim dyktatorem i antysemitą. Ani norweski "dziennikarz" - według Normana Davisa, poproszonego o ocenę treści artykułu, posługujący się terminologią stalinowską - ani jego przełożony nie zamierzają przeprosić za te brednie. - Nie rozumiem ludzi, którzy fałszują historię - powiedział Steinfeld "Rz".
  • Czołowy włoski dziennik "Corriere della Sera" w wydaniu z 13 stycznia aż dwukrotnie użył sformułowania "polskie obozy koncentracyjne". Dopiero po proteście deputowanego Parlamentu Europejskiego Bogusław Sonika (PO) gazeta opublikowała protest polskiego ambasadora. Ukazał się on jednak w dziale listów. Redakcja nie zamieściła ani sprostowania, ani przeprosin.
  • 30 kwietnia kanadyjska sieć CTV nadała program o pozbawieniu obywatelstwa USA Johna Demjianiuka, domniemanego zbrodniarza hitlerowskiego, który - jak to określono - "był strażnikiem w polskim obozie koncentracyjnym w Treblince". Szef stacji Robert Hurst przed długi czas nie chciał przyjąć do wiadomości żadnych protestów składanych w tej sprawie.
    • The Institute of National Remembrance (IPN) protests against the wording "Polish death camps" which appeared on the website of the Simon Wiesenthal Center on June 16. The internet press release by the Center concerning Ivan Demjanjuk uses the expression "Polish death camps". In a prepared statement to the Director of the S.W. Center, Efraim Zuroff, on June 19, Professor Leon Kieres, President of the Institute of National Remembrance (IPN), requested the retraction of the historically incorrect formulation. As it stands, it negates Nazi crimes commited in German concentration camps on the territories of occupied Poland during World War II. As of today - June 21 - this false formulation has not been removed.
    • http://www.forum-znak.org.pl/index-en.php?t=wydarzenia&id=213
  • O tym, że można skutecznie walczyć z podobnym zjawiskiem, świadczy wypadek, który miał miejsce w Wielkiej Brytanii w 2000 roku. Po interwencji sprzyjającego Polsce lorda Belhavena and Stentona, zmieniono cały ustęp w szkolnym podręczniku do historii. Według autorów "The Twentieth Century World" Hitler w swojej "kampanii masowych mordów" znalazł w Europie wielu pomocników, "między innymi Polaków". - Złożyłem na to skargę do ministra edukacji, który bardzo się tą sprawą przejął. To była bardzo zła książka - powiedział "Rz" lord Belhaven and Stenton.
  • W listopadzie 1999 roku australijską Polonię zbulwersował fakt, że w wieczornych wiadomościach stacji ABC stwierdzono, że "pani Schindler, wdowa po niemieckim przemysłowcu uwiecznionym w filmie "Lista Schindlera", została wyróżniona przez rząd argentyński za swój udział w ratowaniu Żydów z "polskich obozów koncentracyjnych"".
  • Gdy w październiku zeszłego roku odnaleziono wstrząsający pamiętnik młodej holenderskiej Żydówki, niemiecki tygodnik "Der Spiegel" napisał w swoim wydaniu on-line, że "nazistowscy oprawcy przewieźli ją wraz z rodziną do polskiego obozu śmierci". Podobnych sformułowań użyły wówczas inne niemieckie gazety, jak "Bild" i "Stern".
  • Jakiś czas temu zapytano uczniów szkoły w Krzemowej Dolinie w Stanach Zjednoczonych, jakiego państwa obywatelami byli naziści. Wszyscy bez zastanowienia odpowiedzieli: Polski. W dobie coraz mniejszego zainteresowania historią i obowiązywania powierzchownych poglądów na wydarzenia z przeszłości hasło "polskie obozy koncentracyjne" jest więc wyjątkowo niebezpieczne. Niezależnie od intencji autorów w świadomości milionów widzów, czytelników i słuchaczy utrwala ono fałszywy obraz historii drugiej wojny światowej, w której Polacy wyrastają na głównych sprawców Holokaustu.
  • Niestety, sformułowania tego używają również media żydowskie, które powinny najlepiej wiedzieć i informować, kto był sprawcą najstraszniejszych cierpień, jakich doświadczył ten naród. Tymczasem "polskie obozy koncentracyjne" pojawiają się nie tylko w izraelskich gazetach, ale nawet na stronie internetowej Centrum Szymona Wiesenthala. W tym miesiącu na przykład w dzienniku "Jerusalem Post" znalazło się stwierdzenie, że w "polskim obozie śmierci" zginęło od miliona do półtora miliona więźniów.

(Rzeczpospolita)

  • Time Magazine

A Pension Plan for Nazi Followers By CHRISTOPHER JOHN FARLEY

May 10, 1993 FIFTY YEARS AFTER WORLD WAR II, THE THIRD REICH'S CRACK troops are cashing in. Many Czechs, Poles and other East Europeans served in Hitler's SS but hid their past after the end of World War II for fear of retribution from ruling communist governments. Now that communism is fading, SS veterans are going public to collect pensions from the German government. Germany's social security system has awarded $190-a-month payments (a small fortune in the Baltics) to more than 250 disabled SS veterans in Lithuania, Latvia and Estonia. Says Latvian SS veteran and pension receiver Boris Mikhailov: "Thank you, Germany, thank you." Latvian Jews who survived the Holocaust, it should be noted, haven't got a red cent.

  • On January 1, 1994, the New York Times in an article titled Victims of Bias Try to Guide Skinheads Off Road of Hate, describes an anti-hate lesson to a group of youths at the Wiesenthal Center's Museum of Tolerance in Los Angeles. This article includes: "Mr. Frumkin, a 63-year-old native of Lithuania who was held at the Dachau concentration camp in Poland, related some of his experiences and said: "I hope to God you don't waste your lives hating. It's pointless."
  • On September 16, 1994, The Pilot, a Boston Catholic paper published: "At a reception for 190 Bostonians at the Holocaust Museum, Washington, D.C. "A Survivor's Story" -- Irene Weiss of Washington, D.C. tells the story of her years in Poland's Buchenwald concentration camp and how as a teenager she managed to survive the horrors of prison life."
  • ...It was one of many tributes in late January to the 60th anniversary of the liberation of the Polish death camp of Auschwitz. A special session at the United Nations appealed for vigilance against all forms of anti-Semitism and racial hatred. And world leaders joined some 2,000 survivors at the Polish extermination camp to commemorate the Auschwitz anniversary...
  • ...But when The Doctor (Ulrich Muhe) proudly shows Gerstein that the gas is being used for the mass extermination of Jews at a Polish death camp, and asks him to help streamline the process...
  • ...Raab, whose grandchildren attend Abrams Hebrew Academy, took part in the largest prisoner break-out of World War II. She was one of 300 prisoners who escaped from Sobibor, a Polish death camp where one million Jews were killed during the war...
  • (5) William Joyce, Germany Calling (30th September, 1939) [1]

Lack of confidence in German intentions has already lead the English people into an undesirable position. Why has Chamberlain allowed anti-German politicians to make him break faith with the spirit of Munich? Why did the British Government not listen to the German complaints about Polish brutality instead of giving Poland that unfortunate guarantee? Hitler has insisted that Germany has no territorial claims in Western Europe and as Eastern Europe is now safeguarded by the Soviet-German agreement a lasting peace can be established for the benefit of civilisation.

My dear listeners, if you were in Germany now you would see how little antagonism there is against the British people. The Germans know that the British people are not in favour of permanent hostilities; perhaps their politicians think it might be difficult to change their anti-German policy.




Szmerling P44 146/147


P44 235/236, 737/738, 748/749


  • Bronislaw Geremek - Nie były to obozy polskie. Określenie takie jest głęboko mylące i głęboko rani uczucia Polaków. Myślę, że należy mocno się o prawdę w tej kwestii upominać.
  • Adam Rotfeld - Pozarządowa organizacja czy też środowisko dziennikarskie, które chciałoby się zająć walką ze szkalowaniem Polski - dopóki ja jestem ministrem - może w tej sprawie liczyć na pełne moralne i logistyczne wsparcie resortu
  • Bogusław Sonik - Podkreślił, że będzie popierał inicjatywę "Rz". Zaproponuje nawet odpowiednie zmiany w ustawodawstwie. - Pojednanie w Europie wymaga mówienia sobie prawdy. Mamy prawo mówić, kto jest odpowiedzialny za zbrodniczą machinę drugiej wojny światowej. Sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne" należy włączyć do pojęcia "kłamstwo oświęcimskie" - powiedział

(Rzeczpospolita)


...Wystawa opowiada historię zaangażowania i aktywności byłych więźniów KL Auschwitz z pierwszych transportów na rzecz zachowania w pamięci zbiorowej śladu po męczeństwie Polaków, w tym największym niemieckim obozie koncentracyjnym. Pozostawia też widzów z pytaniem: co dalej, kiedy byłych więźniów obozu już zabraknie?" - powiedział Bogdan Wasztyl z Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Rodzin Oświęcimskich. .

Przykładem takiej postawy jest były więzień Auschwitz Józef Stós (numer 752). Ze smutkiem wspomina, że będąc w Stanach Zjednoczonych, czuł się jak przybysz z innego świata, ktoś nieproszony. "Tam mówiło się o Auschwitz tylko w kontekście holokaustu. Zapomniano o tym, że jest to też największy cmentarz Polaków. Zapomniano o tysiącach Romów, o jeńcach sowieckich, o ofiarach innych narodowości. Ja - Polak, harcerz, aresztowany dlatego, że chciał walczyć o wolną Polskę, więzień Auschwitz z pierwszego transportu - zakłócałem tę wizję. Czułem się jak świadek niechciany. Tego odczucia nie mogę pozbyć się do dziś" - wspomina Józef Stós.

Pierwszy transport dotarł do Auschwitz 14 czerwca 1940 r. Spośród więźniów z pierwszego transportu wojnę przeżyło 239. Obecnie żyje około 40 z nich. Pozostali zginęli w obozie lub ich dalszy los nie jest znany... http://www.reporter.edu.pl/europa_wg_auschwitz/z_kraju_i_ze_swiata/poki_my_zyjemy__1


...14 czerwca 1940 roku do obozu koncentracyjnego Auschwitz z więzienia w Tarnowie dotarł pierwszy transport 728 więźniów politycznych. Byli to w ogromnej większości Polacy; w skład transportu wchodziło też kilku polskich Żydów. Po przybyciu więźniom wytatuowano numery od 31 do 758. Najniższy numer - 31 - wytatuowano Stanisławowi Ryniakowi... http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,62525,2504831.html

  • W tym obozie przebywało już trzydziestu kryminalistów niemieckich, oznaczonych numerami obozowymi od 1 do 30. Była to pierwsza kadra więźniów funkcyjnych, kapo i blokowych, którzy w większości zasłynęli wkrótce z okrucieństwa w stosunku do polskich więźniów politycznych

Stanisław Ryniak (1915-2004)

Ryniak
Ryniak

Już nigdy nie przyjedzie do Oświęcimia i nie będzie uczestniczył - jak czynił to rokrocznie - w okolicznościowych uroczystościach na terenie Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau pierwszy polityczny więzień obozu oświęcimskiego inż. Stanisław Ryniak, który w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat zmarł we Wrocławiu. Jego pogrzeb odbył się 20 lutego na Cmentarzu Osobowickim.


Stanisław Ryniak - więzień KL Auschwitz nr 31 / fot. archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau

Stanisław Ryniak urodził się 21 listopada 1915 r. w Sanoku. Tam też spędził dzieciństwo i ukończył szkołę podstawową. Następnie uczęszczał do Państwowej Szkoły Budownictwa w Jarosławiu. W roku szkolnym 1939/1940 był uczniem końcowej czwartej klasy, której ukończenie i uzyskanie tytułu technika budowlanego uniemożliwiło mu aresztowanie przez gestapo w dniu 5 maja 1940 r. Wtedy to zatrzymano wszystkich uczniów tej szkoły, którzy mieli powyżej piętnastu lat, podejrzewając ich o działalność konspiracyjną w Związku Walki Zbrojnej. Po wstępnych przesłuchaniach zatrzymano w areszcie trzech uczniów. Jednym z nich był Stanisław Ryniak, członek wspomnianej organizacji.

Po trzech dniach aresztowani zostali przewiezieni do więzienia w Tarnowie. Przebywało w nim już wielu innych uczniów gimnazjalnych, studentów i niedoszłych ochotników do tworzonego we Francji Wojska Polskiego, zatrzymanych podczas próby przedostania się na Słowację. 14 czerwca 1940 r. siedmiuset dwudziestu ośmiu Polaków przewieziono z więzienia w Tarnowie do KL Auschwitz.

W tym obozie przebywało już trzydziestu kryminalistów niemieckich, oznaczonych numerami obozowymi od 1 do 30. Była to pierwsza kadra więźniów funkcyjnych, kapo i blokowych, którzy w większości zasłynęli wkrótce z okrucieństwa w stosunku do polskich więźniów politycznych.

- Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym - wspominał Stanisław Ryniak - jak to się stało, że otrzymałem numer 31, pierwszy numer więźnia politycznego Polaka. Być może nazwisko moje figurowało jako pierwsze na liście transportowej, a może był to po prostu przypadek.

Po ponad czterech latach pobytu w KL Auschwitz więzień oznaczony numerem 31 został 28 października 1944 r. włączony do transportu karnego i przewieziony do Leitmeritz (Litomierzyce), gdzie znajdował się podobóz KL Flossenbürg. Wolność odzyskał 8 maja 1945 r.

- Z kilkuletniego pobytu w hitlerowskich obozach koncentracyjnych - kontynuował swoje wspomnienia Stanisław Ryniak, podczas jednego z ostatnich swoich pobytów w Muzeum oświęcimskim - zapamiętałem wiele wydarzeń i pomimo upływu prawie sześćdziesięciu lat od wyzwolenia tkwią one wciąż we mnie. Pamiętam pierwszy wielogodzinny apel zarządzony po ucieczce Tadeusza Wiejowskiego, późniejsze wybiórki na śmierć do komór gazowych i liczne egzekucje. W chwili wyzwolenia ważyłem czterdzieści kilogramów. Pomimo wyczerpania zdecydowałem się od razu wracać do Polski. Gdy wreszcie dotarłem do rodzinnego domu w Sanoku, moja mama nie mogła uwierzyć, że żyję, chociaż stałem przed nią.

Dwa lata po wojnie Stanisław Ryniak rozpoczął studia na Politechnice we Wrocławiu i po ich ukończeniu jako inżynier architekt przepracował wiele lat w tym mieście.

Nigdy nie zapominał jednak o swojej obozowej przeszłości i do końca życia wspomagał działalność Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, często powtarzając: "Uważam, że wszystkie ocalałe obozowe obiekty należy zachować i pieczołowicie konserwować, aby dawały świadectwo prawdzie. Gdy nas zabraknie, to kamienie za nas będą mówić".


Zsyłki - rys historyczny Deportacje i zagłada całych narodów (współcześnie zwane "czystkami etnicznymi") były stosowane w carskiej Rosji od pradawnych czasów. Pierwszą, na wielka skalę, była deportacja ludności Nowogrodu w 1479r. przez Iwana III. Sto lat później Iwan IV deportował ludność polskiego Połocka i Witebska na Syberię - do Tobolska. Polscy zesłańcy byli transportowani na Syberię kibitkami lub pędzeni pieszo. W czasach stalinowskich, mając na uwadze ilość zesłańców, która radykalnie wzrosła, wyżej wymienione metody uległy "udoskonaleniu". Od tego czasu wykorzystywano na masową skalę transport kolejowy.

Już w XV w. pojawiają się na zesłaniu pierwsi Polacy - polscy mieszkańcy Nowogrodu. Sto lat później ten sam los spotkał ludność polskiego Połocka i Witebska. Następnie na zesłanie trafiają uczestnicy wojen polsko-rosyjskich. Dużą falę zesłańców przynosi okres konfederacji Barskiej z 1768r., powstania kościuszkowskiego 1794r., a następnie listopadowego (1830r.) i styczniowego (1863r.). Na trakcie Syberyjskim pojawiają się dzieci i młodzież. Pierwszą, najlepiej opisaną grupą młodych zesłańców byli wileńscy filomaci i filareci. Wydarzenie to uwiecznił w 3-ej części Dziadów A. Mickiewicz:

„... Małe chłopcy, znędzniałe, wszyscy jak rekruci

z golonymi głowami na nogach okuci.

Biedne chłopcy, najmłodszy dzesięć lat nieboże

Skarżył się, że łańcucha podźwignąć nie może...”

Zesłańcami było wielu znanych Polaków. Wśród nich nie sposób nie wymienić takich jak: Adam Mickiewicz, marszałek Józef Piłsudski, Tomasz Zan, generał Józef Chłopicki, generał Władysław Anders, wybitny mówca i patriota Hugo Kołłątaj, ks. Piotr Ściegienny i jego dwaj bracia – Karol i Dominik. Z ciekawostek można przytoczyć postać zesłańca - Wincentego Migurskiego, którego tragiczne losy (i jego żony Albiny) stały się tematem opowieści Lwa Tołstoja pod tytułem „Za co?”, a na tej podstawie powstał polsko-rosyjski film w rezyserii J. Hoffmana, którego premiera odbyła się w Irkucku w 1995r. Film ten traktuje o losach potomków zabajkalskich zesłańców. Na uwagę zasługuje fakt, iż wśród zesłańców było wielu słynnych i wybitnych naukowców i badaczy: Benedykt Dybowski, Jan Czerski, Aleksander Czekanowski, Edward Piekarski, Wiktor Godlewski, Michał Janczewski, Jóżwf Ciągliński, Jan Witkowski, Stanisław Wroński, Wacław Sieroszewski, Bronisław Piłsudski i wielu, wielu innych. Wymieniając ludzi dla których Syberia stała się przymusowym domem nie sposób nie wspomnieć o św. Rafale Kalinowskim - patronie Sybiraków, czy wyniesionym na ołtarze podczas IX-tej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny w 2002 r. - błogosławionym Zygmuncie Szczęsnym Felińskim, a także legendarnym konfederacie barskim - Maurycym Beniowskim oraz Walerianie Łukasińskim, który do końca życia przesiedział 46 lat w najcięższej twierdzy szlisselburskiej. Warto także wspomnieć o Piotrze Jacku Wysockim – słynnym uczestniku nocy listopadowej w Warszawie 1930, który był więźniem najcięższej katorgi - kopalni ołowiu i srebra w Akatui, gdzie w latach 1836-1856 był przykuty za nogę do taczki.

Tyrania totalitaryzmu sowieckigo prześcignęła w swej okrutności i masowości carskie represje. Już nie kibitki i „etapy” skazańców, lecz tysiące bydlęcych wagonów wypełnionych Polakami ruszyły na wschód. Katyń, Miednoje, Charków, Bykownia, Kołyma, Krasnojarsk, Irkuck, Donbas, Workuta, Magadan, Kazachstan, Borowicze - symbole martyrologii naszego narodu oraz setki innych miejsc znanych i jeszcze nie znanych, ale wszystkie razem umownie nazywamy SYBIREM, a ofiary tego „sybiru’’ - SYBIRAKAMI.

Największe jednak i najbardziej masowe zsyłki nastąpiły za czasów ZSRR w latach: 1936—1937 oraz 1939—1956.

Po 17 września 1939r rozpoczęto zniewolenie od rozbrajania oficerów i żołnierzy, bo walczyli z napaścią Niemców na Polskę a Stalin był wówczas sojusznikiem Hitlera. To oni wspólnie dokonali IV rozbioru Polski.

Gdy dokonał się pierwszy akt sowieckiej agresji i wielotysięczne rzesze żołnierzy poszły do niewoli, póżniej jak wiemy część z nich, tj. ponad 20 tysięcy, została zamordowana w sposób wyjątkowo okrutny - strzałem w tył głowy. Znane miejsca haniebnego mordu to: Katyń, Charków i Miednoje odpowiednio z obozów: Kozielsk, Starobielsk i Ostaszków. Do nowo odkrytych i ujawnionych tego typu miejsc mordu należy również Bykownia.

Rozpoczął się akt drugi zbrodniczego planu mającego na celu unicestwienie Narodu Polskigo. W ciągu 20 miesięcy okupacji sowieckiej ze wschdnich terenów ziem polskich w czterech masowych deportacjach: 10 lutego, 13 kwietnia i 20 czerwca 1940 r. oraz 21 czerwca 1941r. wywieziono co najmniej 1 600 000 obywateli na syberyjską tajgę i stepy Kazachstanu. Wojna między zaborcami, która rozpoczęła się 22 czerwca 1941r. tylko na krótko przerwała realizację syberyjskiej wersji planu eksterminacji Narodu Polskiego.

Wycofująca się, a raczej uciekająca armia sowiecka - karne oddziały NKWD - w bestialski sposób mordowały obywateli polskich przybywających w więzieniach - zname są drogi, szlaki śmierci jeńców i więźnów pędzonych wgłąb ZSRR.

Po zakończeniu 2- giej wojny światowej władze sowieckie wznowiły deportacje i prześladowania, które trwały do połowy lat 50 – tych !

Można przyjąć, że ofiarami represji było ponad 2 miliony obywateli. Wywożono ich w najbardzej nieludzkich warunkach tak, że umierali w czasie transportu. Rozłąka z Ojczyzną sprawiała, że nękająca zesłańców bieda, głód, choroby i niewolnicza praca były dla nich jeszcze dotkliwsze. Można powiedzieć, że dla Polaków nie było to jedyne więzienie. Tym drugim więzieniem było otoczenie obcych - syberyjskich i azjatyckich przstrzeni, obcego systemu, obcej rzeczywistości językowej, klimatycznej i obyczajowej. Zesłańcy pracowali przy wyrebie lasów, w kopalniach uranu, przy budowie dróg, a w Kazachstanie na polach bawełny. Przyjmuje się, że co trzeci z nich nigdy już nie zobaczył ojczystego kraju umierając w syberyjskiej tajdze czy na stepach Kazachstanu. W przypadku niektórych rejonów zsyłek, np. w rejon Kołymy odsetek ludzi, którzy nie powrócli do ojczyzny był zdecydowanie wyższy.

Deportacje Polaków w XX wieku Deportacje Polaków wgłąb Rosji miały miejsce przez setki lat, jednak dopiero NKWD po 1934 r., we współpracy z tajnymi słuzbami niemieckimi zorganizowało po raz pierwszy na wielką skalę jednorazowy eksperyment przesiedlenia Polaków z terenów przygranicznych w głąb Syberii. W latach 1935 - 1936 blisko 400 tys. Polaków oraz 500 tys. etnicznych Niemców Powołża i Nadwołża przesiedlono do Kazachstanu. Akcje te były jednak słabo zorganizowane, rozciagnięte w czasie, co więcej - pewne grupy skazanych zdołały uniknąc deportacji, a nawet (w przypadku Niemców) zostały deportowane do Rzeszy. Sowieckie służby specjalne wyciągnęły wnioski ze swych niepowodzeń i już w latach 1936 - 1937 zabrały się za przygotowanie masowych deportacji, które miały nastąpić w latach czterdziestych i późniejszych. Okazją do spełnienia historycznej misji zlikwidowania polskiego osadnictwa na Wschodzie, za przyczyną Anglików i Amerykanów stał się pakt Ribbentrop-Mołotow i II wojna światowa jdnocząca krwiożercze interesy brunatnego i czerwonego socjalizmu, skazujaca Polaków i ujarzmione ludy Europy Środkowej na 45 lat powojennego niebytu.

Za deportacje Polaków Sowieci wzięli się metodycznie. Pierwsze konferencje metodyczne Gestapo-NKWD nie dotykały w zasadzie tych problemów, dopiero trwająca 6 tygodni III Konferencja w polskim Zakopanem (rozpoczęła się 20 lutego 1940) ustaliła wieloletnie plany Niemców i Sowietów w planowym wyniszczeniu Polaków (aż do 1975 r.! - kiedy to 95 % ludności polskiej miało być przemieszczone na Syberię nad rzekę Janę). Sformułowano wtedy zarówno zasady niemieckiej "Sonderaktion AB", mającą na celu wyniszczenie polskiej inteligencji na terenie Generalnej Guberni, jak i sowieckie sposoby - mord polskiej inteligencji w pięciu "polskich" Katyniach, cykl deportacji: II - IV (pierwsza z 10 lutego 1940 była tylko "próbką"), stworzono podstawy akcji deportacyjnych "po wojnie", (mimo zniknięcia podstaw "sowiecko-hitlerowskiej przyjaźni" wskutek wojny niemiecko-rosyjskiej rozpoczętej 22 czercwa 1941 r., Stalin realizował te ustalenia cyklem 117 deportacji Polaków z Kresów dokonanych po latach 1944 - 1945), a co było dla Sowietów bardzo istotne - uzyskano milcząca aprobatę mocarstw zachodnich dla sowieckich planów (poprzez agentów wywiadu brytyjskiego i amerykańskiego, biorących udział w III Konferencji!).

Bilans tych poczynań był dla Polaków bardzo bolesny. W latach 1939 - 1945 straty biologiczne Polaków wyniosły 3,7 mln pomordowanych + 2,3 mln zmarłych w wyniku działań niemieckich, 342 tys. pomordowanych oraz 5,13 mln zmarłych w wyniku działań sowieckich (razem ze zbrodniami ukraińskimi i litewskimi). Stanowiło to ponad 27 % całej światowej populacji Polaków...

W okresie "sowiecko-niemieckiej przyjaźni", na Polaków wydano 104 100 wyroki śmierci (trybem zwykłym) oraz 24,3 tys. trybem "speckatyńskim". Zapełnione zostały 6 543 doły smierci (te o których wiemy). Zrealizowano 4 wielkie ciągi deportacji, w których wywieziono 2 009 665 byłych obywateli Polski lub ich znajomych, potomków, przyjaciół, z których przeżyło do 1945 r. zaledwie 554 tys.:

1) 0 (w próbnej) - w "nocy Sierowa i Canawy" z 9/10 grudnia 1939 wywieziono (przeważnie do więzień) - 4 805 cywili;

2) 1 - w pierwszej deportacji "nielegalnej" (gdyż nie zatwierdzonej przez Komitet Centralny sowieckiej partii, a jedynie przez komitety republikańskie) nocą z 9/10 lutego 1940 wywieziono 320 tys. Lesników i osadników z rodzinami, ich znajomych i sąsiadów oraz niektórych urzędników byłej polskiej administracji;

3) 2 - w drugiej deportacji z 13 kwietnia 1940 (już legalnej), w wyniku braku sprzeciwu Zachodu po III Konferencji Gestapo-NKWD, deportowano blisko 330 tysięcy rodzin represjonowanych Polaków - głównie rodzin, znajomych i przyjaciół skazanych na śmierć w pięciu katyniach;

4) 3 - w trzeciej deportacji, nocą z 28/29 czerwca 1940 (z aktywną pomocą repatriacyjnych komisji niemieckich, dzieki którym Sowieci dysponowali dokładnymi spisami i adresami) deportowano 420 tys. uciekinierów z Polski Centralnej (oddzielnie 185 tys. Żydów, około 15 czerwca 1940);

5) 4 - w czwartej deportacji z 20 czerwca 1941 wywieziono w głąb ZSRR wszelką inną ludność "podobną do Polaków" http://www.emazury.com/sybiracy/historia.htm

Davies

edit

Norman Davies, God's Playground, rodzial 19 'Niepodleglosc' - na poczatku zbior ladnych cytatow o 'bękracie traktatu wersalskiego' itp. od Lloyda Georga i roznych Francuzow/Angolow/Ruskow/az po Hitlera. Polecam lekture i przeniesienie na ta strone (i od razu dobry odnosnik do dziela powaznego historyka). --Piotr Konieczny aka Prokonsul Piotrus Talk 21:43, 10 July 2005 (UTC)

W Daviesa Powstanie 44, jest fajny cytat Orwella na temat Brytyjczykow popierajacych Stalina (tym samym dzialajacym przeciw Polsce). "Kto raz sie sku... tez zawsze ku... pozostanie" Przepraszam za wyrazy, ale to tylko cytat ;)--Witkacy 21:47, 10 July 2005 (UTC)

Czy to już rasizm? - zastanawia się "Newsweek", opisując sprawę dzieci z rozbitych polsko-niemieckich małżeństw, którym nie wolno mówić po polsku. Zakazu nie wydali skłóceni rodzice, ale niemieckie urzędy i sądy w majestacie niemieckiego prawa. Twierdzą, że mówienie po polsku ma szkodzić dzieciom w prawidłowym rozwoju. Polskim rodzicom, pod groźbą uniemożliwienia jakiegokolwiek kontaktu z dziećmi, zabrania się powiedzenia po polsku nawet prostego "cześć, córeczko" albo "dzień dobry, synku". Okazuje się, że nie są to wcale odosobnione przypadki. Dziennikarze "Newsweeka" dotarli do kilkunastu takich historii: lekarzy, pracowników naukowych, urzędników, ludzi wykształconych, z pozycją zawodową, znających znakomicie niemiecki. Na podstawie rozmów przeprowadzonych z prawnikami i przedstawicielami organizacji pozarządowych "Newsweek" szacuje, że podobnych przypadków może być kilka tysięcy rocznie. Osoby opisane w tygodniku mają podwójne obywatelstwo i zwracały się o pomoc do polskich władz. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości uważa jednak, że to jednostkowe przypadki i odsyła do roztrzygania konfliktów rodzinnych w sądach niemieckich. Na te jednak bardzo niewielu odseperawonaych od dzieci matek lub ojców stać - pisze "Newsweek http://newsweek.redakcja.pl/wydania/artykul.asp?Artykul=12799


Polnisch verboten!

Cóż to byłby za skandal, gdyby Niemcom na Śląsku zabroniono rozmawiać z dziećmi po niemiecku

Prawo do "swobodnego posługiwania się językiem ojczystym w życiu prywatnym i publicznym", zapisane w traktacie polsko-niemieckim z 1991 r., jest w Republice Federalnej Niemiec - w odniesieniu do Polaków - nagminnie łamane. - Przyjechałem do Niemiec z nadzieją na lepszą przyszłość - mówi "Wprost" Wojciech Pomorski, który był jednym z ostatnich emigrantów z PRL. Gdy 12 lipca 1989 r. wsiadł do pociągu w Bytowie, miał w kieszeni bilet w jedną stronę. Na początku wszystko układało się dobrze. Państwo niemieckie zapewniło mu dach nad głową i utrzymanie, zaczął chodzić na kursy dokształcające. Wtedy poznał Niemkę Tanię. Zamieszkali razem w trzypokojowym mieszkaniu w Hamburgu. Ona opanowała język polski, on skończył zaocznie germanistykę na Uniwersytecie Śląskim. Pracował jako menedżer w firmie budowlanej. W 1997 r. na świat przyszła ich pierwsza córka Justyna, a dwa lata później - Iwona Polonia. Pomorski zadbał, by obie miały podwójne obywatelstwo. Jak sądzi, to właśnie jego polskie pochodzenie stało się głównym powodem rozpadu małżeństwa i utraty dzieci. - Rodzina Tani nigdy mnie nie akceptowała. Pobraliśmy się wbrew jej woli. Najbliżsi krewni Tani służyli w SS, a babka pochodzi z dawnych Prus. Dla nich druga wojna jeszcze się nie skończyła - mówi Pomorski. - Określenie Polacken (Polaczki) należało do najłagodniejszych, jakie padało podczas naszych spotkań. Był okres, że nawet żona nie mogła tego znieść i zrywała z nimi kontakty. Z czasem zaczęło się jednak między nami psuć. Gdy w lipcu ubiegłego roku wróciłem do domu, Tani i naszych córek już nie było. Żona uciekła do matki.

  • Polski - zakazany

Po czterech miesiącach całkowitego braku kontaktu ojca z dziećmi hamburski sąd rodzinny zezwolił Pomorskiemu na spotkania z córkami raz na dwa tygodnie przez dwie godziny, ale tylko pod nadzorem osoby delegowanej przez Urząd ds. Młodzieży (Jugendamt) i pod warunkiem, że nie będzie rozmawiał z córkami po polsku. - Gdy się temu sprzeciwiłem, urzędnik Martin Schröder zwymyślał mnie, zaznaczając, że jeśli będę się upierał, mogę w ogóle nie zobaczyć córek. Nie zgodził się nawet na rozwiązanie połowiczne - żeby rozmowy odbywały się w obu językach. Sprawa Pomorskiego znalazła się na biurku adwokata. Mimo jego interwencji Jugendamt podtrzymał decyzję. W uzasadnieniu napisano: "Wymóg języka niemieckiego może być dla dzieci jedynie korzystny, gdyż wyrastają w tym kraju i tu chodzą do szkół". - To jakiś absurd - mówi Amelia Barrera, doświadczony psycholog Iaf (Verband Binationaler Familien und Partnerschaften), związku zajmującego się problemami rodzin mieszanych. - Do takiego postępowania nie ma podstaw prawnych i nie może być mowy o "dobru dziecka", jak napisał Jugendamt. Badania naukowe dowodzą, że dzieci z rodzin dwujęzycznych szybciej się uczą i lepiej rozwijają, mają szersze horyzonty niż ich rówieśnicy wychowywani w jednym języku i w jednej kulturze - argumentuje Barrera. Iaf zaproponował wsparcie tłumacza, który pomógłby pracownikowi Jugendamt w sporządzaniu raportów ze spotkań Pomorskiego z córkami. I ta oferta została odrzucona. Jak poinformowała ostatnio hamburska prasa, "z powodu oszczędności" filia Iaf zostanie wkrótce zamknięta. A organizacja ta jest jedyną, która pomaga mieszanym rodzinom w załatwianiu urzędowych czy sądowych spraw. Na porady czterech specjalistów Iaf czeka kolejka zainteresowanych - najbliższy wolny termin jest za miesiąc. - Jak widać, nasza działalność jest niewygodna, bo z pewnością nie można mówić o braku zapotrzebowania na nią czy o wielkich wydatkach - uważa Barrera.

  • Niemiecki brak wyczucia

Ralph-Dieter Briel, hamburski adwokat reprezentujący interesy Pomorskiego, też wie, że przypadek jego klienta nie jest odosobniony. Według Briela i specjalistów Iaf, podobne problemy przeżywają tysiące ludzi obcego pochodzenia w RFN, nie tylko Polacy. Briel zaznacza jednak, że jego zdaniem, zakaz rozmowy ojca z córkami w języku ojczystym "nie jest demonstracją polityczną", lecz "raczej przejawem braku wyczucia". Wojciech Pomorski ma na ten temat swoje zdanie: - To nowa forma Lebensborn. Niemiecki urząd dba, abym nie wywierał na dzieci "negatywnego wpływu". Już ponad rok nie widziałem moich córek. Czuję, że tracę z nimi kontakt, i o to zapewne chodzi. Pomorski łączy swe problemy z tym, że jest prezesem Nowego Związku Polaków w Niemczech. Martin Schröder z hamburskiego Jugendamt, który prowadzi jego sprawę, ucina rozmowę. - Nie mam nic do dodania. Decyzję wydałem, opierając się na odpowiednim orzeczeniu. Pan Pomorski jej nie akceptuje, złożył odwołanie i dowie się o postanowieniu w stosownym terminie - oświadczył "Wprost". Na udzielenie odpowiedzi Jugendamt rezerwuje sobie sześć miesięcy.

  • Polska małpa

Mirosław Kraszewski, 52-letni lekarz radiolog, pochodzi z Łodzi. W Niemczech żyje od 1981 r., ale nie przyjął niemieckiego obywatelstwa. Niemka Andrea, jego była żona, pracowała jako pielęgniarka w tym samym szpitalu w Gütersloh. Małżeństwo rozpadło się w 2000 r. Ich siedmioletni syn Filip ma dwa paszporty. Kraszewskiemu przyznano prawo widywania chłopca raz na dwa tygodnie, z zastrzeżeniem, że musi rozmawiać z nim po niemiecku. - Zdaniem sędzi, język polski odbije się negatywnie na wychowaniu chłopca - mówi zdesperowany ojciec. Kraszewski nie zastosował się do jej zakazu i odmówił podpisania zobowiązania. - Niestety, moja żona uległa presji rodziny, żeby "nie robiła z Filipa polskiej małpy". Gdy syn jej oświadczył, że nadal będzie ze mną rozmawiał po polsku, uderzyła go w twarz. Ona ma za sobą niemiecki sąd i Jugendamt, ja jestem sam. Gehenna Kraszewskiego trwa cztery lata. Przed pierwszym spotkaniem z dzieckiem pouczono go, że nie może pytać syna o wyniki w szkole ani nawet o samopoczucie. Kraszewski szukał pomocy w Kościele, redakcjach gazet oraz ministerstwach sprawiedliwości i oświaty. Bezskutecznie. Matka pod różnymi pretekstami odwoływała spotkania. W 2000 r. Kraszewski spędził z synem 25 godzin, w 2001 r. - 4 godziny, w 2002 r. - 3 godziny, a w ubiegłym roku już tylko 5 minut, w dniu urodzin Filipa. "Niekooperatywna postawa" Kraszewskiego spowodowała, że półtora roku temu sąd zakazał mu spotkań z dzieckiem. Jak orzeczono, ojciec przyczynił się do "konfliktu lojalności syna wobec matki". Na wołający o pomoc list do federalnej minister sprawiedliwości Niemiec Brigitte Zypries Kraszewski otrzymał odpowiedź podpisaną przez dr. Schomburga, że "rozumie jego trudną sytuację", ale "nie może nic zrobić, bo zgodnie z konstytucjonalnym porządkiem prawnym sądy w Niemczech są niezależne". Mirosław Kraszewski nie wie, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy syna. - Ostatni raz spotkaliśmy się osiem miesięcy temu, w obecności psycholog Christy Klitschmüller. Filip oświadczył jej wtedy, że chce się ze mną widywać i chce rozmawiać po polsku. Potem dowiedziałem się z jej protokołu, jakoby syn przedstawił taką prośbę pod moją presją. Innymi słowy, syn ma być Niemcem i ma się odciąć od wszystkiego, co polskie, ze mną włącznie. Cóż to byłby za skandal, gdyby polskim Niemcom na Śląsku zabroniono rozmawiać z dziećmi po niemiecku - mówi z rezygnacją Kraszewski.

  • Polak Polakowi Niemcem

Dr Piotr Borowiec pracował w szpitalu w Schwedt. Był ordynatorem. Kilka miesięcy temu zrezygnował i wyjechał do Francji. - Miałem wrażenie, że tam historia zatrzymała się w 1933 r. Niemcom trzeba zmiany kilku pokoleń, by zyskali stopień tolerancji innych narodów - komentuje. Już po wyjeździe Borowca z RFN administracja jego szpitala dała polskim lekarzom do podpisania nakaz rozmawiania wyłącznie po niemiecku. Jak przypomniano, "klinika jest niemiecka", "językiem obowiązującym jest niemiecki", a "wszystkich pracowników zobowiązuje się do meldowania kierownictwu o ewentualnych wykroczeniach". "Zarządzenie ma również moc obowiązującą wobec kontaktów między pracownikami. Niezależnie od ich języka ojczystego również podczas nieobecności pacjentów zobowiązani są rozmawiać między sobą po niemiecku". Wybuchł skandal. Dr Janusz Rudziński, szef Kliniki Ginekologii w Schwedt, gdzie sześciu z siedmiu pracujących lekarzy to Polacy, "dla dobra szpitala" nie chce o tym mówić. W chwili przygotowywania tego tekstu do druku dyrekcja uznała swe rozporządzenie za niebyłe. Nie zmienia to jednak faktu, że zapis polsko-niemieckiego traktatu, zakazujący "jakiejkolwiek próby asymilacji wbrew woli", jest w wielu wypadkach martwą literą.

http://www.wprost.pl/ar/?O=64635


W Augustowie (Podlaskie) rozpoczęły się uroczyste obchody 60. rocznicy obławy augustowskiej, w której NKWD w 1945 r. aresztowało ok. 600 polskich partyzantów. Ich los pozostaje nieznany.

Obława Augustowska jest największą dotąd niewyjaśnioną zbrodnią NKWD na Polakach. Śledztwo w tej sprawie prowadziła w latach 90. prokuratura w Suwałkach, ale ze względu na trudności z uzyskaniem informacji od Rosjan umorzyła postępowanie. W sobotę odbyła się sesja naukowa poświęcona obławie. Otwarta zostanie także wystawa pt. "Zaginieni w obławie augustowskiej".

W niedziele odbędą się uroczystości w Gibach, gdzie stoi 10-metrowy krzyż na symbolicznym grobie zamordowanych. Są tam także tablice z większością nazwisk zaginionych, które zapamiętano.

Podczas niedzielnych uroczystości zostanie odczytany list do władz rosyjskich z prośbą o udostępnienie informacji na ten temat i odkrycie niechlubnych "kart historii". Sprawą obecnie zajmuje się Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu.

Pacyfikacja Suwalszczyzny, nazwana później obławą augustowską, rozpoczęła się 12 lipca 1945 roku. W jej wyniku zatrzymano około sześciuset osób podejrzewanych o powiązania z AK-owskim podziemiem. Ich los do dziś nie jest znany. Przyjmuje się, że zostały zamordowane, ale nie wiadomo dokładnie, gdzie zginęły i czy nie zostały deportowane na Wschód.

http://www.wprost.pl/ar/?O=78710


W Europie - z wyjątkiem Niemiec - antypolonizm albo nie istnieje, albo należy do zachowań historycznych

...

...Helga Hirsch, powołująca się na badania Emnid-Institut, pisała wówczas na łamach "Dialogu", że 87 proc. Niemców uważało Polaków za gorszych od siebie, "gorszych nawet od Rosjan i Turków"...

... Wraz z odnoszeniem przez nasz kraj sukcesów gospodarczych zmienia się ton relacji prasowych - przeważają w nich pochwały konsekwencji Polaków w przekształcaniu państwa. Przeciętny Niemiec nie czyta jednak analiz o sytuacji naszej gospodarki, czemu nie należy się dziwić. Obiegowe opinie rodzą się przede wszystkim z powierzchownej wiedzy, kształtowanej na podstawie wybiórczych informacji, z potrzeby "dowartościowania się", względnie leczenia własnych kompleksów. Zmiana potocznych sądów nie przychodzi ani łatwo, ani szybko, zwłaszcza gdy takie opinie podsyca dziennikarski dyletantyzm i ukierunkowanie na rzekome potrzeby tzw. szerokiego odbiorcy. Niektórzy publicyści i moderatorzy kultywują modę na "egzotykę" Polski i Polaków, bo przecież nic tak nie ożywia gazety, jak trup, i nic tak nie bawi, jak dowcip cudzym kosztem. Polenwitze opierają się właśnie na tej zasadzie. Niestety, przykładów nie brakuje. Tendencja do grubiańskiego dowcipkowania o Polakach najbardziej nasiliła się trzy lata temu, a jej ukoronowaniem było wydrukowanie przez tygodnik "Pop/Rocky" naklejki na samochód z ilustrowanym "żartem": "Jak Polacy nazywają swoich synów? Klau?s". Co pikantniejsze, Verlagsgruppe Jürg Marquard (wydawca tego czasopisma) wydawał wtedy w Polsce tygodniki "Dziewczyna", "Popcorn", "Mega Star" i "Cosmopolitan", a także dzienniki "Sztandar Młodych", "Express Wieczorny", "Sport" i "Przegląd Sportowy". Polaków wyśmiewano na łamach niemieckich gazet, w prasie i telewizji. Wszelkie rekordy pobił Harald Schmidt, prowadzący Late-Night-Show. Nie było programu, który nie byłby okraszony polskim Witzem. A to z firmamentu zniknął Wielki Wóz - ukradli go, oczywiście, Polacy. Innym razem orkiestra "polskich łachmaniarzy" śpiewała na złomowisku samochodów sylabowe dziwolągi ze spółgłoskami szeleszczącymi z dodatkiem "ski". Kilkumilionową widownię rozśmieszały Schmidtowe żarty, że "każdy Polak może kraść, gdyż konstytucja mu tego nie zabrania", że Michael Schumacher, kierowca Formuły I, zatrudnił sześciu polskich mechaników, bo najlepiej na świecie "posuwają" auta (schieben znaczy popychać i szmuglować). W magazynie satyrycznym telewizji RTL "7 dni, 7 głów" Lisa Fitz podała przykład zdania zawierającego trzy kłamstwa: "Uczciwy Polak szuka pracy własnym samochodem". W niemieckich Witzach trabant na wodę dzięki polskiej myśli technicznej może wyprzedzić porsche - pod maską zamiast silnika znajduje się kilku zziajanych Polaków, którzy błagają o picie. Na pytanie naszego prezydenta, skierowane do Pana Boga: "Kiedy w kraju zapanuje dobrobyt?", Bóg płacze i odpowiada: "Tego ja za swojej kadencji nie doczekam". Autorów programów o Polsce i Polakach, mających wpływ na opinię Niemców o ich sąsiadach zza Odry, można podzielić na dwie grupy. Pierwszą stanowią ci, którzy nie chcą bądź nie potrafią mówić o Polakach obiektywnie, lub chcieliby, ale szefowie im tego zabraniają. Natomiast drugą tworzą osoby, które mogą sobie na to pozwolić i chcą mówić prawdę. Na szczęście ta ostatnia grupa zyskuje coraz bardziej widoczną przewagę w niemieckich mediach. Warto jednak pamiętać, że Niemcom trudno jeszcze zaakceptować, że Polak może mieć lepszy samochód, ładniejszy dom, być lepiej wykształconym i że od niego mogliby się czegoś nauczyć. http://www.wprost.pl/ar/?O=3451


biuletyn IPN, 1


[1] Bismarck Polonia Niemcy